56 lat po katastrofie bombowca nad Gorcami
Historia i fajka...
W 1944 roku w Gorcach rozbił się amerykański bombowiec Liberator. Wczoraj na miejsce katastrofy przybyło dwóch ocalałych członków załogi. 18 grudnia 1944 roku bombowiec Liberator B-24 "California Rocket" z 10-osobową załogą na pokładzie wystartował z Włoch, by zrzucić bomby nad niemiecką fabryką w Oświęcimiu. Zanim dotarł do celu został ostrzelany z artylerii przeciwlotniczej. Pilot skierował samolot na wschód - miał nadzieję, że doleci do baz sowieckich. Nad Gorcami ostatni z silników przestał pracować. Zanim samolot roztrzaskał się na stokach Gorca, 9 członków załogi ewakuowało się. Pilot nie zdążył wyskoczyć.
Ocalałym z katastrofy Amerykanom pomogła ludność z Ochotnicy oraz partyzanci IV Batalionu "Nowy Targ" I Pułku Strzelców Podhalańskich AK. Wczoraj drugi pilot Spencer Felt i nawigator Tadeusz Dejewski (polskiego pochodzenia) złożyli kwiaty pod pomnikiem, w który wmontowano szczątki roztrzaskanego Liberatora. Podczas uroczystości odczytano list od premiera Jerzego Buzka: - Norwid napisał; "przeszłość to dziś, tylko cokolwiek dalej". Wydarzenia, które rozegrały się prawie 60 lat temu w Gorcach nie są dla nas odległe. Katastrofa Libearatora to jeden z przykładów sojuszniczych tradycji, jakie łączą Polskę i Stany Zjednoczone. (ASz)
Z wycinkiem ze starej gazety, zawierającym powyższy tekst, zgłosił się do redakcji GT, pragnący zachować anonimowość mieszkaniec Tymbarku z następującym opowiadaniem: Przeczytałem w ostatnim numerze Głosu Tymbarku artykuł pt. "Prywatne muzeum", w którym opisano Zenona Duchnika i jego muzealne zbiory. Otóż w czasie moich wędrówek po Beskidzie Wyspowym i Gorcach, w pewnym domu, w którym się na chwilę zatrzymałem, rozwinęła się rozmowa na temat historii tych ziem, historii okresu II wojny światowej i historii tej najnowszej. W pewnym momencie gospodyni przyniosła drewniane pudełko i wyjęła stamtąd wycinek z gazety
sprzed kilku lat, przeczytała na głos o wizycie amerykańskich lotników, a następnie wyjęła z pudełka fragmenty fajki i powiedziała: Mój dziadek w czasie wojny przechowywał u siebie jednego z członków tej zestrzelonej załogi. Na pożegnanie i podziękowanie za gościnę lotnik podarował dziadkowi tą fajkę. Widzę,
że pan zajmuje się trochę historią to niech pan tą fajkę weźmie i zrobi z niej jakiś użytek u mnie dzieci mogą ją całkiem zniszczyć. A ja, gdy przeczytałem o naszym miejscowym pasjonacie-muzealniku postanowiłem
przekazać resztki tej fajki razem z wycinkiem z gazety do muzeum pana Duchnika. Myślę, że u niego jeszcze wielu ludzi obejrzy ją i wysłucha opowieści o minionych latach.
Tyle opowieści. Przyznacie Państwo, że historia godna druku. Oczywiście fajkę obfotografowałem i przekazałem wraz z wycinkiem prasowym panu Duchnikowi. Ten, gdy usłyszał tą historię, przypomniał sobie, że w jego archiwum leży fotografia pomnika ze szczątkami Liberatora, umieszczonego przy szlaku turystycznym. Postanowiłem poinformować Państwa o tej historii w krótkim artykuliku, zamieszczając zdjęcie pomnika i tych ocalonych fragmentów fajki. Miałem tylko jeden kłopot: jak te części fajki były ze sobą złożone? Mam prośbę do szanownych Czytelników znających się na fajkach o informację: czy te fragmenty tak mają być złożone jak na zdjęciu? A może inaczej?
Adam O.